Jan Łaski - wystawa wirtualna w 480. rocznicę śmierci

W 2011 roku przypadła 480. rocznica śmierci Jana Łaskiego, kanclerza koronnego, arcybiskupa gnieźnieńskiego i prymasa Polski

Kanclerz przyszedł na świat w miejscowości Łask (oddalonej o 35 km od Łodzi), znajdującej się w posiadaniu jego rodziny od drugiej połowy XIV w. Data jego narodzin nie jest dokładnie znana, ale ustala się ją na połowę marca 1456. Rodzina Łaskich z Łasku w ciągu XV wieku ulegała stopniowej deklasacji – pradziad przyszłego arcybiskupa był kasztelanem, dziad chorążym, a ojciec nie piastował już żadnego urzędu – i nie odgrywała większej roli politycznej. Sięgając po wysokie godności państwowe i kościelne był on zatem człowiekiem nowym w elicie władzy, bez świetnych koligacji rodzinnych i bez szans na protekcję.

Nie wiemy w zasadzie nic na temat jego dzieciństwa i początkowej edukacji. Jedynym pewnikiem jest fakt, iż jego nauczycielem był Andrzej Góra z Mikołajewic, późniejszy profesor Akademii Krakowskiej, wybitny prawnik. Dokładniejsze okoliczności odbywania tych nauk nie są znane, wydaje się jednak, że lekcji tych nie pobierał Łaski w budynkach uniwersyteckich. W ich murach nie gościł także i później, wiemy bowiem z całą pewnością, iż nie odbywał on studiów uniwersyteckich ani w Krakowie, ani też na żadnym uniwersytecie zagranicznym. Jego przyszła kariera rozwinęła się według zupełnie innego modelu. W wieku 18 lat, w roku 1474, został Łaski notariuszem publicznym.

Natychmiast po swej kreacji co najmniej przez kolejne cztery lata (1474-1478) Łaski pracował jako notariusz poznańskiego sądu biskupiego. Wówczas mógł zwrócić na siebie uwagę swego przyszłego protektora, Krzesława Kurozwęckiego, który został kantorem poznańskim w r. 1479. W roku 1480 24-letni kleryk gnieźnieński pracował już jako notariusz publiczny właśnie dla Krzesława, z którym trafił na dwór królewski, kiedy ten w roku 1484 został kanclerzem koronnym. Co najmniej od początku lat 90. XV wieku powierzał Krzesław Kurozwęcki swojemu podopiecznemu załatwianie swoich spraw finansowych, ustanowił go także wykonawcą swojej ostatniej woli.

W tym też okresie, w wieku około 35 lat, rozpoczął Łaski swoją karierę dyplomatyczną. Pierwsze poselstwo zagraniczne, w maju 1490 r., odprawił do Wiednia, gdzie – po śmierci króla Węgier Macieja Korwina – prowadził rozmowy z namiestnikiem Stefanem Zapolyią. Na przełomie lat 1494-1495 przebywał w Rzymie, załatwiając tam sprawy kanclerza Krzesława (do Wiecznego Miasta powrócił w r. 1500 na jubileusz), zaś na przełomie lat 1496-1497 sprawował poselstwo do Flandrii. Kilkakrotnie posłował kanclerz na Węgry, najważniejszą jego misją dyplomatyczną był jednak pobyt na Soborze Laterańskim IV w latach 1513-1515. Nie będziemy już tutaj wspominać o jego kilkakrotnych pobytach w różnych dzielnicach Rzeczypospolitej – w Prusach, na Litwie czy Mazowszu.

Można wyróżnić poszczególne kierunki, na których skupiała się uwaga i działalność Łaskiego w polityce międzynarodowej, co bez wątpienia było zgodne z jego osobistymi poglądami i przekonaniami. Na pierwszy plan wysuwają się tu sprawy Prus i Zakonu, a dalej za nimi Litwy oraz Mazowsza. Kwestią zasadniczą była dla Łaskiego – i to trzeba bardzo mocno podkreślić – unifikacja i jedność terytorialna Królestwa (inkorporacja całych Prus, Mazowsza i Pomorza Zachodniego, trwała unia z Litwą). Na uwagę zasługuje przyjęta przezeń technika działania, podobna na wszystkich kierunkach, a polegająca na układaniu ze wszystkimi stosunków pokojowych, na płaszczyźnie wzajemnego porozumienia i współpracy, poprzez nawiązywanie różnego rodzaju powiązań, unikanie zaś konfrontacji i argumentu siły. Obserwujemy to w jego relacjach zarówno z biskupstwem warmińskim, jak i księstwem mazowieckim, Gdańskiem czy Prusami. Podobnie w stosunku do ościennych królestw, Czech i Węgier, które chciał związać z Polską poprzez więź dynastyczną, instalując tamże władców z dynastii Jagiellońskiej. Z tego typu taktyką spotykamy się również w odniesieniu do Wielkiego Księstwa Litewskiego, do którego zjednoczenia z Koroną prowadzić miały nie tylko osobiste negocjacje prymasa ze szlachtą litewską, w czasie których przedstawiał on obraz zjednoczonego, wielkiego i silnego państwa, lecz także (nieco orwellowskie) próby wymazania ze świadomości społecznej tych wydarzeń, które tę jedność niweczyły (jak np. usunięcie z kroniki Miechowity wzmianki o podwójnej elekcji po śmierci króla Kazimierza Jagiellończyka). Jedynie w stosunku do Zakonu Krzyżackiego, kiedy wszelkie próby ułożenia stosunków drogą pokojową (w szczególności chodziło tu o wysuwane wielokrotnie projekty przeniesienia Zakonu znad Bałtyku w jakiś inny, zagrożony przez Turków i Tatarów rejon Europy) zawiodły, stracił arcybiskup cierpliwość i forsował przez pewien czas rozwiązanie siłowe.

Cofnijmy się jednak jeszcze do młodości Jana Łaskiego. Pomimo, iż nie był on nigdy studentem uniwersytetu, poprzez praktykę kancelaryjną stał się znakomitym znawcą prawa polskiego, a także kościelnego. Nabyć musiał także pewnej biegłości w prawie obcym (cesarskim). Dzięki temu właśnie w roku bieżącym czcimy jego pamięć jako twórcy Statutów Królestwa, będących pierwszym kompleksowym zbiorem prawa polskiego. Już wcześniej, w r. 1496, uczestniczył on prawdopodobnie w opracowywaniu statutów piotrkowskich, zaś w r. 1500 brał czynny udział w przygotowywaniu statutów kapituły włocławskiej, wydanych przez biskupa Krzesława. Później, po roku 1510, czyli po objęciu arcybiskupiej stolicy gnieźnieńskiej, Jan Łaski wielokrotnie publikował statuty archidiecezjalne (do tego tematu jeszcze powrócę), zaś ok. r. 1522-1524 wystąpił jak „redaktor naukowy” opracowywanego przez doktora obojga praw, krewnego i bliskiego współpracownika prymasa Łaskiego, Macieja Śliwnickiego, zbioru prawa miejskiego, znanego jako Sigismundina iura constitutioneque Sigismundine.

Przez 18 lat pracował Łaski jako urzędnik w kancelarii koronnej i przypuszczalnie nigdy nie zrobiłby tak oszałamiającej kariery, gdyby nie zmiana na tronie królewskim. Po śmierci Jana Olbrachta i elekcji Aleksandra Jagiellończyka (1501), dzięki zmienionemu układowi politycznemu, Jan Łaski nagle wyszedł z cienia, przestając być anonimowym sekretarzem. Kiedy w maju 1502 r. król Aleksander wraz z żoną Heleną wyruszał z Krakowa na Litwę, nie podjęli się odbycia podróży wraz z monarchą zarówno kanclerz Krzesław Kurozwęcki (tłumacząc się swoim podeszłym wiekiem) jak i (z powodu choroby) podkanclerzy Maciej Drzewicki. Parze królewskiej towarzyszył w ich zastępstwie Jan Łaski. Jak dowiadujemy się z kroniki Miechowity, to właśnie przed tą podróżą promowany on został z urzędu kanclerza kurii biskupa włocławskiego do godności sekretarza królewskiego. Wręczona mu została pieczęć sygnetowa, złożył także w obecności króla przysięgę na ręce kardynała Fryderyka i innych dostojników królestwa. Sam Łaski wspomina o tym ważnym dla siebie wydarzeniu w swoim raptularzu, podając także jego datę dzienną – 12 marca. Autor biogramu Łaskiego w Catalogus archiepiscoporum Gnesnensium wskazuje, że awans ten zawdzięczał on kanclerzowi Krzesławowi, swemu patronowi, który wysoko cenił jego zdolności i zlecał mu tak wiele prac, że doszło wreszcie do tego, że na barkach Jana Łaskiego spoczęła niemal cała odpowiedzialność za pracę kancelarii. Decyzją też Kurozwęckiego znalazł się jego współpracownik po elekcji roku 1501 w najbliższym otoczeniu nowego króla i z jego rekomendacji został w r. 1502 mianowany sekretarzem.

Wkrótce spotkał go kolejny awans, jako że na sejmie w Lublinie 20 XI 1503 została mu powierzona najwyższa godność państwowa, jaką osiągnął – kanclerstwo koronne po zmarłym Kurozwęckim. Jan Łaski, rozpoczynający przed dwudziestu laty pracę w kancelarii królewskiej jako zwykły pisarz, miał teraz aż do roku 1510, kiedy to po obraniu na arcybiskupstwo gnieźnieńskie złożył na ręce królewskie pieczęć większą (miało to miejsce 7 czerwca 1510), kierować polityką wewnętrzną i zagraniczną państwa, a wpływ na nie (który jednak co prawda z czasem malał) będzie wywierać jeszcze przez wiele lat. Pieczęć przejął po Janie Łaskim dotychczasowy podkanclerzy Maciej Drzewicki, którego w r. 1503 Łaski „przeskoczył” na drodze awansów.

W kierowanie kancelarią królewską zaangażował się z wielkim zapałem. Spod relacji Jana Łaskiego, jeszcze przed objęciem przez niego funkcji kanclerskiej, wyszła najwcześniejsza z zachowanych ksiąg poselskich Metryki Koronnej (Regestrum legationum et aliarum literarum forensia negotia continentium, obecnie w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie, sygn. LL 1), spisana w latach 1501-1504. Z jego inicjatywy sporządzono urzędowy kopiariusz dokumentów Archiwum Koronnego, stąd też Jadwiga Karwasińska nazwała naszego bohatera „pierwszym inwentaryzatorem” tegoż Archiwum. Według Ireny Sułkowskiej-Kurasiowej „Łaski jako kanclerz przeprowadzał rewizję dokumentów nadawczych oraz pierwszą inwentaryzację i porządkowanie [podkr. PT] Archiwum Koronnego”, zaś ze wspomnianego kopiariusza pochodzi „pierwsza wiadomość [podkr. PT] o wewnętrznym podziale materiałów tego Archiwum”. Interesujący jest również fakt, na który zwrócili uwagę wydawcy pierwszego tomu Volumina constitutionum. Wszystkie samodzielne egzemplarze konstytucji sejmu koronacyjnego z r. 1507, drukowane u Jana Hallera, opatrzone są nie tylko pieczęcią, lecz także własnoręcznym podpisem kanclerza: + Iohannes ipse cancellarius subscripsit. Miało to poświadczać urzędowy charakter tych druków.

W wewnętrznej rywalizacji zdołał Jan Łaski wysunąć na pierwszy plan, przed podkanclerzego, pozycję własnego urzędu na obu polach działalności kierowników kancelarii: w roli politycznej oraz czysto biurokratyczno-urzędniczej. Była to jednak jedynie przewaga osobista Łaskiego, jego indywidualności, bez żadnej podbudowy formalno-prawnej i nie utrzymała się po jego odejściu z urzędu.

Pracę Jana Łaskiego na urzędzie kanclerza koronnego podzielić można na dwa okresy. W pierwszym, trwającym do śmierci króla Aleksandra (1503-1506), cieszył się on dużą samodzielnością i swobodą. W drugim, trwającym od roku 1507 do 1510, został ograniczony przez wpływ współpracowników nowego króla, jego pozycja została zagrożona, a on sam zmuszony do większej ostrożności. Wspólnota zagrożonych interesów była również przyczyną podjęcia bliższej współpracy z dotychczasowym przeciwnikiem, podkanclerzym Drzewickim.

Ogólnie rzecz biorąc stwierdzić trzeba, że stojąc na czele kancelarii nie podjął on konsekwentnych działań w zakresie organizacji pracy jej personelu, unormowania, sprecyzowania i rozdzielenia obowiązków, zarówno w odniesieniu do personelu niższego (pisarzy i sekretarzy; tytułów tych często używano zamiennie), jak i godności pieczętarskich. Zresztą reorganizacji takiej nie podejmowano w ogóle w całym okresie rządów Zygmunta Starego, dopiero w czasach Zygmunta Augusta podjęto próby formalnego hierarchizowania urzędników niższego szczebla. Niemniej przez cały wiek XVI organizacja wewnętrzna kancelarii pozostaje sprawą dość płynną, nie normowaną żadnymi przepisami. Nie istniały nawet rozporządzenia co do liczebności jej personelu. Dlatego też jeszcze Marcin Kromer mógł napisać, iż kanclerz i podkanclerzy są sobie „równi władzą i obowiązkami”.

Mimo tych zastrzeżeń możemy powiedzieć, że wziął Jan Łaski na swe barki pracę niełatwą, pionierską, wykazując w niej wiele zaangażowania, inwencji i energii twórczej, jak byśmy dziś powiedzieli – kreatywności. Opracował i wprowadził w kancelarii koronnej pewne innowacje porządkujące produkowany przez nią materiał dokumentowy. Z pewnością nie dokonałby tego, nie podjąłby się wprowadzania usprawnień i nie poświęcałby się tej pracy tak bardzo, gdyby nie traktował swych obowiązków bardzo serio. Pod tym znakiem upłynęło mu pierwsze dziesięciolecie XVI stulecia. Do obowiązków urzędniczych dochodziły także wyczerpujące go psychicznie starania o uzyskanie koadiutorii arcybiskupstwa gnieźnieńskiego.

Po śmierci kardynała Fryderyka Jagiellończyka (14 marca 1503) rozpoczęły się skomplikowane rozgrywki personalne wokół obsady opróżniających się stanowisk kościelnych (arcybiskupstwa gnieźnieńskiego oraz biskupstw krakowskiego, włocławskiego i płockiego). Nominacje królewskie wyglądały następująco: arcybiskupem gnieźnieńskim został Andrzej Róża Boryszewski, jego miejsce na arcybiskupstwie lwowskim miał zająć Maciej Drzewicki, natomiast biskupem przemyskim (które wcześniej wraz z arcybiskupstwem lwowskim dzierżył Boryszewski) ogłoszony został Jan Łaski. Desygnacje te nie weszły jednak w życie, ponieważ nowy arcybiskup gnieźnieński doprowadził do powierzenia metropolii lwowskiej swemu krewnemu Bernardowi Wilczkowi. Biskupem przemyskim został Drzewicki, natomiast Łaski zadowolić się musiał ostatecznie zezwoleniem na objęcie koadiutorii arcybiskupstwa gnieźnieńskiego.

Starania o jej uzyskanie rozpoczęły się już w roku 1504, czyli wkrótce po rozstrzygnięciu kwestii obsadzenia wakansów. Kiedy tłumaczył on w swoim raptularzu przyczyny, które spowodowały jego wielkie zadłużenie, zaliczał do nich także konieczność zaciągania długów na ten właśnie cel. Dodawał przy tym, że zabiegi o tę godność rozpoczął na dwa lata przed zgonem króla Aleksandra, długi zaś ciągnęły się za nim aż do roku 1511.

W dążeniach do realizacji tego zamierzenia Łaski był wielokrotnie zachęcany, popierany i dopingowany przez arcybiskupa Boryszewskiego. Tak było w roku 1506, kiedy to podjął na nowo starania o uzyskanie koadiutorii arcybiskupstwa, czego widocznie zaczął zaniedbywać. Do akcji włączony został znany finansista Jan Turzon, który miał wystarać się o odnośne dokumenty za pośrednictwem swych przedstawicieli i agentów bankowych (co już samo w sobie wiele mówi o sposobie, w jaki je uzyskiwano). Łaski zobowiązywał się do wyłożenia każdej sumy pieniędzy, jaka będzie niezbędna dla otrzymania odpowiednich listów. Podobnie było latem 1508, kiedy to Łaski, znów ponaglany przez prymasa, wysłał do Rzymu kolejne osiem tysięcy florenów w złocie.

Wydatki te nie poszły na marne, bowiem 17 IX 1508 uzyskano wreszcie zatwierdzenie Juliusza II na koadiutorię gnieźnieńską dla Jana Łaskiego z prawem następstwa po śmierci Boryszewskiego. Tego samego dnia papież wystosował pismo do króla Zygmunta z powiadomieniem o nadaniu Łaskiemu koadiutorii oraz bullę do kleru i wiernych archidiecezji gnieźnieńskiej z tym samym obwieszczeniem. Jakkolwiek z pewnymi, jak się wydaje, oporami, także i król ze swej strony wyraził zgodę na objęcie przez kanclerza koadiutorii. W nowej roli pojawił się Łaski w Gnieźnie 26 kwietnia 1509.

Po otrzymaniu dokumentu konfirmacyjnego w roku 1508 Łaski podliczył częściowo swe kolosalne długi, które zaciągnął na rzecz uzyskania tej godności. Mamy tu ciekawy wykaz kredytodawców, choć informacje podawane przez kanclerza są niezbyt dokładne („kilka tysięcy” pożyczonych od Mikołaja Radziwiłła). Spłacanie długów zaciągniętych na uzyskanie koadiutorii, a później paliusza i dokumentów pozwalających objąć arcybiskupstwo, zakończył dopiero w roku 1512.

Instalacja na tym stanowisku dodała Łaskiemu nowych sił. Zrozumiał wówczas, że to jeszcze nie koniec jego drogi awansów i postanowił niezwłocznie pójść za ciosem. W roku 1509 opisał królowi swoją opłakaną sytuację finansową. Skarżył się, że musiał zaciągać długi na pokrycie kosztów oficjalnych poselstw zagranicznych, że nie otrzymywał za swoją pracę należnego wynagrodzenia ze skarbu królewskiego, że swojej służbie często nie jest w stanie wypłacić nawet drobnych sum, że jeśli król nie zlituje się nad jego dolą, to jego spadkobierców nie będzie stać nawet na sprawienie mu przyzwoitego pogrzebu. Płaczliwy ten memoriał zakończony został konkluzją, że za wszystkie te poświęcenia i niepodważalne zasługi godną, w żadnym wypadku nie nadmierną rekompensatą będzie przekazanie mu arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Również następną zapiskę mówiącą, iż wydatki ponoszone w służbie Rzeczypospolitej zwracają Bóg i łaska królewska należy rozumieć w tym kontekście. Chwalił tutaj samego siebie za pożyczkę, jakiej udzielił na odbudowę twierdzy Kamieńca. Po raz kolejny uderzył w tę samą nutę podliczając wydatki, na jakie naraziła go niedoszła do skutku wyprawa po żonę dla króla. Nie omieszkał tutaj podkreślić, iż godną rekompensatą będzie dla niego otrzymanie arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Z zapisek tych wyłania się obraz ostrej walki toczonej przed królem, której celem było otrzymanie arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Odmiennie zatem niż w przypadku starań o koadiutorię, tym razem wszystko rozstrzygnąć się miało nie w Rzymie, lecz w Krakowie. Dlatego też tak wiele wysiłku włożył kanclerz w zaprezentowanie i podkreślenie swych zasług oraz nakładów finansowych, jakie poniósł w służbie państwowej.

Już wkrótce miało się okazać, iż wszystkie te zabiegi nie były bezpodstawne. 20 kwietnia 1510 zmarł na zamku w Łowiczu sędziwy prymas Róża Boryszewski. Mimo posiadanego przez Łaskiego prawa następstwa, potwierdzonego przez Stolicę Apostolską, jego przeciwnicy podjęli starania, aby nie dopuścić do objęcia przez niego arcybiskupstwa. Z listu Jana Zambockiego, dworzanina Piotra Tomickiego z 28 kwietnia 1510 można wnosić, iż król wahał się, czy faktycznie ma powierzyć właśnie jemu tę godność, dużo się bowiem na ten temat plotkowało, nie było jednak wiadomo nic pewnego. Podobną obawę, iż wokół obsady tej godności powstaną silne napięcia, wyrażał w liście do Krzysztofa Szydłowieckiego Piotr Tomicki. Przewidywał on jednak, że Łaski niewątpliwie zostanie tym razem przesunięty na jakieś biskupstwo (przypuszczalnie miał na myśli diecezję poznańską), a może nawet na arcybiskupstwo. Pomimo krótkotrwałego wahania król 24 maja 1510 uznał jednak dotychczasowego koadiutora arcybiskupem. Trudno powiedzieć, jakie pobudki przeważyły w podjęciu tej decyzji – jednoznaczna wymowa papieskich dokumentów, uznanie zasług i talentów Łaskiego, namowy stronników kanclerza czy też chęć pozbycia się niezbyt lubianego urzędnika z dworu krakowskiego, co wcale nie było bez znaczenia.

Uroczystość konsekracji arcybiskupa odbyła się w katedrze wawelskiej 26 maja 1510, a dopełnił jej biskup krakowski Jan Konarski w asyście biskupa przemyskiego Macieja Drzewickiego. Po odebraniu przysięgi wierności Kościołowi i Stolicy Apostolskiej, Konarski nałożył uroczyście Janowi Łaskiemu paliusz.

Jest sprawą oczywistą, iż człowiek, który osiągnął własnymi siłami tak wysoką pozycję w hierarchii społecznej, będzie mierzył jeszcze dalej. Wiemy, że zamiarem Jana Łaskiego było wydźwignięcie własnej rodziny do rzędu najświetniejszych rodów Rzeczypospolitej. Nadzieje na spełnienie tego zamierzenia pokładał w trzech synach swego brata Jarosława: Janie, Hieronimie i Stanisławie. Młodzieńców tych wziął arcybiskup na wychowanie i robił wszystko, by zapewnić im jak najlepsze wykształcenie i świetną przyszłość, którą z góry dla nich zaplanował: Jan zostać miał duchownym i w przyszłości kolejnym arcybiskupem gnieźnieńskim, Hieronim przeznaczony został do kariery świeckiej i obejmować miał urzędy państwowe, Stanisławowi zaś wyznaczono karierę wojskową. Niestety w niedługiej przyszłości dwaj starsi bratankowie prymasa zawiedli jego nadzieje, a świetność rodu trwała krótko. Jednakże od roku 1517 aż do końca życia nie szczędził on nakładów finansowych na ich wykształcenie na zagranicznych uniwersytetach, zdobywał dla Jana młodszego godności kościelne, dla Hieronima urzędy ziemskie i dworskie, zadbał także o zapewnienie Hieronimowi i Stanisławowi odpowiednich małżeństw, a także o stworzenie ziemskiego latyfundium Łaskich.

Prócz tego arcybiskup budował także krąg własnych współpracowników, otaczając się ludźmi wykształconymi. W jego najbliższym otoczeniu widzimy w większości posiadaczy doktoratów prawa, a także medycyny. O ile jednak prawnicy byli zaufanymi współpracownikami, czy też urzędnikami Łaskiego, którym powierzał on swe sprawy osobiste i czynił ich swoimi pełnomocnikami czy też wyznaczał im role wykonawców swego testamentu, to nie odnosiło się to w żaden sposób do lekarzy. Ich zadanie polegało wyłącznie na trosce o zdrowie prymasa (jedynie Maciej z Błonia występował jako jego wierzyciel). Zwraca uwagę natomiast całkowity brak teologów czy filozofów. Wskazuje to na utylitarne, „pozytywistyczne”, nastawienie prymasa, który cenił tylko to, co praktycznie użyteczne w życiu codziennym.

Zauważyć tutaj trzeba jeszcze jeden fakt: otóż praca tych urzędników (a przypomnijmy, że jako zwykły kancelista pracował dla niego w pewnym okresie np. poeta Tranquilius Andronicus) pozostaje całkowicie anonimowa, jak byśmy dziś rzekli – transparentna, pozostają oni cały czas nie wyeksponowani, w drugim szeregu, a o ich zatrudnieniu przy boku prymasa znajdujemy wzmianki najczęściej jedynie fragmentaryczne i przypadkowe, na marginesie innych spraw.

Po wtóre widać także wyraźną tendencję do budowania grupy osób zbliżonych do kręgów dworskich, samego króla i królowej, wysokich urzędników koronnych i nadwornych, swego rodzaju „partii władzy” rzec by można, aby za ich pośrednictwem mieć wpływ na politykę państwową, obsadę stanowisk etc. Być może większą wagę do tego zaczął przywiązywać po r. 1510, kiedy jego wpływy osobiste na dworze poczęły maleć. Sprawą pilną stało się wówczas stworzenie sobie narzędzia, za pomocą którego mógłby wpływać na bieżącą politykę.

Opisywane powyżej układy nazwać można „zapleczem urzędniczo-politycznym”. Nie mieszczą się one w schematach stosunków patron-klient opisanych przez Antoniego Mączaka (który sam zresztą przyznawał, że zjawisko to jest tak złożone, posiadające tak wiele odcieni, że jego całościowe, wyczerpujące opisanie nie jest możliwe dla jednego badacza) czy też w definicji Janusza Kurtyki. Owo zaplecze uznać można za odrębną kategorię klienteli.

Arcybiskup nie był szafarzem łask, nie rozdysponowywał dóbr (poza nielicznymi wypadkami dzierżaw dóbr kościelnych), nie sypał pieniędzmi, nie roztaczał dającej się uchwycić źródłowo opieki nad swymi współpracownikami. Współpracująca z nim „kadra urzędnicza” nie przyjmowała barwy patrona (jedynym przypadkiem byłby tu przyjęty do h. Korab Mikołaj Czepiel) i wykazywała się sporą fluktuacją. Mimo że u podstaw tych związków leżało zwykle wzajemne zaufanie i szacunek (jakim darzył prymas ludzi wykształconych), a nawet przyjaźń, nie charakteryzowały się one bezwzględną trwałością (widać to najwyraźniej w zmienianych wielokrotnie dyspozycjach co do wykonawców jego testamentu). Stosunek ten scharakteryzować by można jako „umowę o dzieło”. Prędzej czy później stosunek ten wygasa bez jakichkolwiek pretensji którejś ze stron.

Nieco inaczej sprawa się miała jeśli idzie o zaplecze polityczne, budowane w kręgach dworskich, w pobliżu pary monarszej. W większości mamy tu do czynienia z dość wąskim w gruncie rzeczy kręgiem bliższej lub dalszej rodziny, współrodowców, szlachty ziemi sieradzkiej i graniczących z nią województw, natomiast nie miała już tak istotnego znaczenia kwestia wykształcenia poszczególnych osób. Tutaj układy były już znacznie trwalsze, co wynikało z poczucia krewniaczej więzi oraz wspólnoty interesów.

Tym samym celom (umacnianiu własnej pozycji w elicie władzy) służyć miałe także w pewnej mierze podejmowane przezeń akcje wydawnicze. Świadczą one o tym, że Jan Łaski zrozumiał i doceniał nowe możliwości, jakie niosła ze sobą książka drukowana oraz związana z nią ilustracyjna technika drzeworytnicza. Świadomie wykorzystał je co najmniej dwukrotnie, raz dla uświetnienia własnej osoby w druku wydanym prywatnie (jednokartkowy druczek tzw. Modlitwy do św. Rocha), a niedługo później dla propagowania swych poglądów politycznych w oficjalnym zbiorze prawa państwowego (Statuty). Techniki te były zdobyczą zupełnie świeżą, której znaczenia jeszcze powszechnie nie doceniono. Pionierska akcja Łaskiego jak najlepiej świadczy o jego rzutkości i energii, wykazywanej w tym okresie pomysłowości w realizowaniu własnych zamierzeń. Znakomicie w tym miejscu daje się zastosować ukute przez Pierre’a Chaunu określenie „mnożnik”. Łaski podjął próbę zastosowania i wyzyskania dla własnych celów „mnożnika druku” w sposób równie nowatorski, co mistrzowski.

Jego umysł kancelisty nie cenił wysoko poezji czy iluminowanych manuskryptów. Wartość książki stanowiła dlań treść, którą można było praktycznie spożytkować. Zainteresowań praktycznych dowodzi wczesne (1506 r.), świadome wykorzystanie techniki drukarskiej i drzeworytniczej w publikacji Commune inclyti Polonie Regni privilegium, Modlitwy do św. św. Sebastiana i Rocha oraz kolejnych statutów diecezjalnych, zaopatrzonych w odbicie jego tarczy herbowej. Jedyne iluminowane manuskrypty, które łączą się z osobą prymasa, to księgi chórowe ufundowane dla kolegiaty łaskiej. Książkę traktował on utylitarnie, jako narzędzie pracy lub propagandy. Taki właśnie propagandowy charakter miał wydany jego staraniem w Rzymie zbiór wierszy. Jego hasłem naczelnym był usus; książka, druk, pismo, drzeworyt – były dla niego tylko narzędziami.

Nie ulega wątpliwości, że również jemu oraz kierowanej przez niego kancelarii królewskiej, należy przypisać dbałość o utrzymanie w stolicy tak potrzebnej, ważnej zarówno dla państwa, jak i Kościoła placówki, jaką była drukarnia Jana Hallera. Współpraca Łaskiego z Hallerem przynosiła obopólne korzyści. Dla jednego stanowiła dochodowe przedsięwzięcie, drugiemu zaś dawała do ręki niezastąpione narzędzie propagandowe. Prawdopodobnie również na płaszczyźnie prywatnej potrafili się oni dobrze porozumieć, gdyż Haller prezentował równie tradycjonalistyczne poglądy co Łaski, nie stając się nigdy propagatorem humanizmu, jak na przykład Hieronim Wietor. Dodać należy, iż w okresie kanclerstwa Łaskiego Haller był jedynym drukarzem w Krakowie. 25 lutego 1506 r. otrzymał on od króla Aleksandra specjalny przywilej na druk mandatów królewskich i innych oficjalnych dokumentów. Przywilej ten wystawiony został ad vota consiliariorum nostrorum, za którym to określeniem domyślać się można ręki wszechwładnego podówczas kanclerza.

Warto podkreślić, iż Łaski był pierwszym w historii polskim dostojnikiem kościelnym, który podjął na tak szeroką skalę akcję wydawania drukiem statutów diecezjalnych. Wiązało się to oczywiście z rozwojem drukarstwa krakowskiego. Jan Łaski był drugim arcybiskupem gnieźnieńskim, który miał możność skorzystania z tak potężnego narzędzia jak prasy Hallerowskie, pierwszym jednakże, który doskonale rozumiał jego siłę. Ponadto kontakty z Janem Hallerem utrzymywał on już wcześniej, w okresie swego kanclerstwa koronnego. W jego działalności widać przemożny pęd do kodyfikowania i ujednolicania obowiązków i przywilejów duchowieństwa (publikowanie statutów, mszału, podręcznika dla kapłanów; taką postawę prezentował już wcześniej w okresie swojej działalności kanclerskiej). Zauważył to już na początku ubiegłego wieku Ludwik Finkel. Wedle słów tego badacza Łaski „nabył silnej wiary, że z pomocą kodyfikacji, zebrania i uporządkowania ustaw już istniejących i uchwalania nowych konstytucyj, uda się rychło wprowadzić ład w cały organizm państwowy i ująć stosunki polityczne i społeczne w ścisłe przykazania. To rejestrowanie, opisywanie i formułowanie było może najbardziej charakterystyczną cechą jego działalności zarówno w życiu prywatnym, jak na wysokim urzędzie kanclerskim, a później prymasowskim”. Nowatorstwo dostrzec należy również w wykorzystaniu możliwości, jakie dawała technika ilustracji drzeworytowej. Już u samych początków nowożytnej sztuki graficznej w Polsce zastosował ją nie tylko do potrzeb wyrażania aktualnych treści politycznych, ale także celem autopromocji. Ten „przełom drzeworytu” dokonał się nie z pobudek artystycznych, lecz ideologicznych, jednakże to zaprzęgnięcie sztuki w służbę ideologii było niekonsekwentne i nie przyniosło spodziewanych, trwałych rezultatów.

Jakkolwiek przeniknięty duchem Renesansu mecenat artystyczny Jana Łaskiego uznać należy za zjawisko wyjątkowo wczesne w kulturze polskiej (przede wszystkim marmurowe płyty nagrobne wykonane przez Jana Florentczyka są najstarszymi w Polsce dziełami renesansowej rzeźby nagrobnej, zaś kaplica św. Stanisława była pierwszą tego typu budowlą wzniesioną w nowym stylu w Polsce), jednakże opinie, jakoby był on jednym z pierwszych świadomych i największych polskich renesansowych mecenasów sztuki (w takim znaczeniu, w którym akcent pada na sztukę uprawianą dla samej sztuki) wydają się być zbyt optymistyczne, dlatego też proponuję ostrożne ich złagodzenie. Nie ulega przy tym jednak wątpliwości, iż był arcybiskup w zakresie zarówno rzeźby nagrobnej, jak i architektury sakralnej pionierem i prekursorem renesansu w Polsce.

Mecenasowanie arcybiskupa jest krótkotrwałe, zamyka się w okresie między jego powrotem z soboru i Węgier (1516) a rokiem 1523, jest ponadto dość ograniczone w zasięgu działalności tej postaci. W tych siedmiu latach da się zamknąć wszystkie fundacje artystyczne, poczynając od założeń architektonicznych, a na antyfonarzach zakupionych dla kolegiaty łaskiej kończąc. Jego renesansowy mecenat artystyczny, aczkolwiek prekursorski, nie był planowym, długofalowym przedsięwzięciem i stosunkowo szybko został poniechany, nie wydając na dłuższą metę pożądanych owoców.

Jan Łaski bowiem żywił wielce ambitne plany, aby przyszłe pokolenia zachowały w pamięci jego i jego ród, aby utrwalone zostało przekonanie o dawności i świetności Łaskich, co miało niejako dać im legitymację do obejmowania w przyszłości zaszczytnych wysokich urzędów. Butną próbę wprzęgnięcia do tego celu sztuki podjął bodajże raz jeden około lat 1503-1506 (drzeworyty w Statutach oraz Modlitwie); ta manifestacja, ostentacyjna demonstracja kanclerza zakończyła się zresztą całkowitym niepowodzeniem. Wspomniane przedsięwzięcia z lat 1516-1523, podjęte już w innym duchu, były nieporównanie bardziej subtelne, mimo to jednak równie nieskuteczne. A przecież istniało wiele przykładów legitymizacji własnej pozycji poprzez fundacje kulturalne, wspieranie sztuki, zamawianie dzieł literackich, obrazów i rzeźb, z których część przynajmniej musiała być Łaskiemu znana. Nie potrafił on jednak skutecznie wykorzystać tych wzorów, nie udało mu się ulokować swej rodziny na szczytach władzy i wytworzyć wokół niej odpowiedniego klimatu (otoczki „dobrej prasy”), który pozwoliłby na utrzymanie tej pozycji. Nie udało mu się stworzyć kręgu klientów, artystów, literatów i panegirystów, którzy byliby w stanie utrwalić w świadomości społeczeństwa polskiego mit o złotych czasach Korabitów. Tę nieumiejętność uznać trzeba za największą porażkę życiową Jana Łaskiego.

Jak podaje ksiądz Jan Korytkowski, arcybiskup już 17 stycznia 1517 r. w Łowiczu „niebezpiecznie zapadł na zdrowiu, tak, iż lękano się o jego życie”. Był to bodaj pierwszy symptom tak poważnego niedomagania, które jednak udało się pokonać. Półtora roku później, latem roku 1518 przebywał na Litwie, skąd wyjechał z powrotem do Korony 7 września. Jesienna podróż dała mu się mocno we znaki, co jednak przyjmował z pokorą stwierdzając, iż jest to zwykła konieczność, kiedy podróżuje się na Żmudź. Do Skierniewic powrócił w przeddzień św. Michała i tu najprawdopodobniej po raz drugi poważnie chorował, na co może wskazywać także fakt, iż przez cały niemal rok 1519 pozostawał bierny i zupełnie niewidoczny w najważniejszych nawet sprawach. Od tej pory zauważamy, iż zaczął wycofywać się z czynnej polityki. Coraz więcej czasu spędzał w swych zacisznych rezydencjach w Łowiczu i Skierniewicach. W ciągu ostatnich 12 lat życia w zasadzie pozostawał poza głównym nurtem życia politycznego. Zmarł arcybiskup w Kaliszu 19 maja 1531 r.

Piotr Tafiłowski